Bartosz Gryszko w rozmowie o kreatywności studenta

Czy pasja wystarczy, aby stworzyć konkurencyjny rynkowo produkt? Bartosz Gryszko – założyciel społecznościowej platformy graficznej opowiada o niełatwych początkach biznesu i podaje receptę na sukces.

Zwykło się mówić „ z piasku bicza nie ukręcisz”, ale gdy dodamy ziarnko do ziarnka… Bartosz Gryszko i Lena Kostyleva – założyciele Corton.pl na początku mieli tylko (a może i aż) głowy pełne pomysłów. Ich realizacja musiała jednak doczekać czasu, gdy determinacja studentów przekroczyła punkt krytyczny. Bartosz Gryszko w wywiadzie dla BPW przybliża kulisy powstania społecznościowej platformy graficznej i radzi studentom, jak zacząć, by za szybko nie skończyć.

Bartosz Gryszko

Bartosz Gryszko/fot. archiwum prywatne B. Gryszko

Jest Pan studentem Politechniki Warszawskiej. Na jakim konkretnie kierunku?
Obroniłem dyplom inżyniera informatyka na Wydziale Elektrycznym. Później poczekałem rok do otwarcia studiów magisterskich na Wydziale Zarządzania. Aktualnie jestem na finiszu i właśnie złożyłem pracę magisterską. Obrona jeszcze w tym roku.

Rozumiem zatem, iż impuls w kierunku stworzenia zupełnie nowej całości pochodził z każdego Wydziału z osobna. Dzięki studiom na Wydziale Elektrycznym uzyskał Pan bowiem solidne podstawy w zakresie programowania, podczas gdy Wydział Zarządzania wyposażył Pana w niezbędne umiejętności związane chociażby z podjęciem własnej działalności. Jest Pan zatem założycielem platformy projektowania społecznościowego. Jak wiemy, sukces ma wielu ojców, ale w tym wypadku miał konkretnie ojca i matkę. Czy może Pan przybliżyć nam podział ról w rodzinie?
Faktycznie. Ja stałem się ojcem tego projektu. Oprócz rozwoju strategicznego i biznesowego byłem odpowiedzialny za stworzenie strony technicznej portalu. Sam programowałem serwis Corton.pl przez około pół roku zanim wypuściliśmy wersję beta. Lena, współzałożycielka, została matką portalu czuwając nad rozwojem sprzedaży i obsługą Klienta. Teraz wydaje się, iż jego formuła jest oczywista, ale na początku wyglądało to zupełnie inaczej. Inne były cele, odmienny model biznesowy – włożyliśmy dużo pracy, aby doprowadzić portal do stanu obecnego.

Kiedy powstała platforma?
Prace nad nią rozpoczęliśmy w 2011 roku, choć sam pomysł zrodził się dużo wcześniej. Właściwie już na pierwszym roku studiów na Politechnice Warszawskiej, czyli na przełomie 2008 i 2009 roku. Prowadziłem wówczas z kolegą Wojtkiem Krawczykiem portal eBitwa.pl współpracując z Uczelnią przy okazji fotograficznej Bitwy o Politechnikę Warszawską, której temat przewodni dotyczył naszej Almae Matri. Zwieńczeniem konkursu była wystawa w Gmachu Głównym.

Pierwsza iskra, od której zaczął Pan rozpalać zainteresowanie Corton-em, od kogo wyszła?
To stało się już podczas eBitwy. Ten portal nie zarabiał, ale było w nim zrzeszonych ponad 3000 fotografów. Wpadłem wtedy na pomysł platformy przynoszącej zysk, ale schowałem go do szuflady. Bezpośrednio przed Cortonem pojawił się jeszcze jeden mój projekt - Boneo.pl polegający m.in. na sprzedaży kuponów do restauracji. Coś w stylu Groupon-a, lecz działający tylko na terenie Bydgoszczy. Wtedy dowiedziałem się, że w Stanach Zjednoczonych powstał podobny projekt do tego z szuflady, czyli Corton-u. Doszedłem wówczas do wniosku, że albo teraz, albo nigdy. Istniało bowiem realne zagrożenie, że za chwilę pojawi się konkurent z USA. Podjęliśmy zatem z Leną decyzję o rozruchu serwisu.

Na czym konkretnie polega projekt Corton.pl? W czym przejawia się jego konkurencyjność?
Corton.pl jest społecznościową agencją graficzną. Jeśli Klient potrzebuje logo, strony www, czy wizytówki, zamiast zgłaszać się do pojedynczej firmy, przychodzi do nas i ogłasza konkurs dla grafików i agencji graficznych, które zrzeszamy. Aktualnie dysponujemy pulą ponad 17 000 podmiotów współpracujących. Klient określa budżet, podczas gdy Corton ogłasza konkurs dla wykonawców. Firmy współpracujące mają świadomość o jaką stawkę grają i wysyłają propozycje szkiców. Klient wybiera najbardziej mu odpowiadający, podejmując decyzję z kim będzie dalej współpracował. Zamiast zatem otrzymać tylko 2-3 propozycje od jednego podmiotu, dostaje ich od nas 200. Ostatni rekord to 800 propozycji. To była oferta z dużym budżetem, a zależność jest taka, że im większy budżet, tym więcej i lepszych jakościowo propozycji się pojawia. Często Klient dopiero po obejrzeniu innych szkiców, definiuje w szczegółach swoje oczekiwania. Duży wybór to przewaga konkurencyjna i pewność Klienta, że wybrał projekt najlepszy z możliwych. 

Jak zdefiniuje Pan grupę docelową? Mam na myśli zarówno odbiorców, czyli zamawiających, jak i producentów rozwiązania. Kto czerpie największą satysfakcję?
O odbiorcach w zasadzie już powiedziałem. Druga strona to agencje graficzne z całej Polski. Do udziału w konkursie zgłaszają się również osoby niezrzeszone w żadnej agencji, a obdarzone niezwykłymi umiejętnościami. Dzięki nam mają szansę pokazać swój talent i zaistnieć w szerokim świecie, pracując dla takich Klientów jak UPC, czy Legia Warszawa. W ten sposób inwestują w swoją przyszłość i nieustannie ulepszają warsztat. Klient może także wybrać kilka projektów do kontynuacji. Wtedy każdy z wybranych grafików otrzymuje zapłatę. 

Projekt cieszy się dużą popularnością. Zapytam zatem o jej źródło. Czy zawdzięcza ją charyzmie założycieli, prostocie rozwiązania, a może niskiej cenie pozyskania projektu?
Kwestia ceny jest pojęciem bardzo umownym. Ciężko jest porównywać nas z jakimkolwiek innym podmiotem wykonującym zlecenia graficzne, gdyż oferujemy zupełnie inną jakość. Jest nią przede wszystkim ogrom wyboru. To chyba stanowi największą wartość dodaną i decyduje o popularności. Czy charyzma? Nie wiem, ale na pewno determinacja. Zakładając Corton musieliśmy wszystko postawić na jedną kartę. Zrezygnowaliśmy z innych ofert pracy, żyjąc na skraju utrzymania. Budżet projektu określała jedynie zasobność naszej kieszeni. Pierwszy inwestor pojawił się po roku. Kolejni doszli nieco później. 

Czy platformę można jakoś udoskonalić? Być może po upływie dwóch lat nasuwają się na myśl jakieś nowe rozwiązania?
Jak już wspominałem, na początku Corton wyglądał zupełnie inaczej. Wynika z tego, iż w celu utrzymania się na rynku, firma musi cały czas się zmieniać i udoskonalać. Zarówno pod względem rozwiązań technicznych, jak i modelu biznesowego. Obecnie nie mam już bezpośredniego wpływu na operacyjną działalność Corton.pl, ale wierzę, że nasi wspólnicy – aktualnie rozwijający platformę – podtrzymają filozofię nieustannego rozwoju. Operacyjnie, skupiam się teraz na nowych projektach.

Jakie są wobec tego Pańskie plany na przyszłość? Pozostanie Pan w obrębie tej samej tematyki, czy będzie to coś zupełnie innego?
Nie chciałbym w tym momencie powiedzieć za wiele, ale na pewno będą to projekty związane z branżą internetową, gdyż jestem z nią związany od 12 roku życia (śmiech). Co do źródła finansowania, postaram się jak najdłużej oprzeć na własnych funduszach. Przy jednej z planowanych realizacji będę nadal współpracował z Leną, która jest psychologiem biznesu. Jak mawia mój znajomy, wygrywających składów przecież się nie zmienia. Co ciekawe, pośród wszystkich współpracowników, tylko ja jestem reprezentantem kierunku technicznego, ale najlepsze pomysły na biznes i tak pochodzą od Klientów.

Czy oczekuje Pan wsparcia ze strony Politechniki Warszawskiej?
W jednym projekcie być może tak, bo jest związany po części ze studentami. Pozostaję otwarty na wszelkie propozycje ze strony Uczelni.

Co by Pan radził studentom Politechniki Warszawskiej, którzy mają pomysł na biznes, ale brakuje im pieniędzy na wdrożenie założeń w życie? Może się to przecież przekładać na spadek motywacji. Jak wskrzeszać w sobie wciąż nowe pokłady energii i wynalazczości? Czy ma Pan na to jakąś receptę?
Radziłbym, aby studenci robili możliwie dużo sami i swoimi środkami, również finansowymi. Przetestowali najpierw swój pomysł na biznes i dopiero potem angażowali inne osoby czy inwestorów. W ten sposób nie stracą kontroli nad swoim biznesem. Jeśli nawet uda im się pozyskać inwestora, to niech poszukają jeszcze jednego, tak aby zdywersyfikować źródło finasowania. To przynosi zupełnie inną perspektywę. Inżynierów zachęcam jednocześnie do współpracy z humanistami, bo osoby z tym wykształceniem mają często dużo lepszą umiejętność komunikacji z otoczeniem, co może przesądzić o powodzeniu projektu. Bądźmy otwarci na innych.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Izabela Koptoń-Ryniec