Profesor Andrzej Kulig w rozmowie o problemach powierzchni ziemi i o zapachach nie zawsze ulotnych cz. II

W poprzedniej części przybliżyliśmy naszym czytelnikom sylwetkę oraz dokonania prof. Andrzeja Kuliga obejmujące zagadnienia inżynierii środowiska. Tym razem analizujemy zapachy i bierzemy pod lupę elektroniczny nos.

Pierwsza część wywiadu dostępna TUTAJ

Kontynuując poniekąd wątek kulinarny, czy ze względu na powszechne zanieczyszczenia możemy bezpiecznie jeść warzywa z własnego ogródka pod Warszawą? Czy deszcz, który je podlewa, i ziemia, która je rodzi, nie są na tyle zanieczyszczone, że powinniśmy raczej zaufać gospodarstwom z „zielonych płuc Polski”?

Miasto, w skali regionalnej, jest źródłem różnego rodzaju zanieczyszczeń, pochodzących m.in. z zakładów przemysłowych i ciągów komunikacyjnych. Bezpośredni wpływ drogi dotyczy terenu o szerokości od kilkudziesięciu do kilkuset metrów, niezależnie od tego, w jakim rejonie ta droga się znajduje. Jeśli więc mamy rośliny sadzone i zbierane w bezpośrednim sąsiedztwie drogi, to będą one zanieczyszczone. Nie mamy jednak powodu, aby stygmatyzować żywność np. z Mazowsza. Podobna sytuacja występuje w całej Polsce. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku wszystkie wskaźniki zanieczyszczenia środowiska były dramatycznie gorsze. Dzisiaj widzimy te problemy bardziej detalicznie, gdyż dużo więcej wiemy o środowisku. Obecnie znacznie mniej zanieczyszczeń jest emitowanych do środowiska, czyli dociera do powietrza, wód i gleby. Nareszcie katastroficzne prognozy Klubu Rzymskiego z lat 70. ubiegłego wieku i realizowany z sukcesem na przełomie wieków program „Czystszej Produkcji” przyniosły pozytywne efekty. Mamy też większą świadomość potrzeby ograniczania chemizacji rolnictwa - racjonalnego stosowania nawozów i środków ochrony roślin. Jeśli dzisiaj wyłączymy emitor zanieczyszczeń do atmosfery, np. komin, to już jutro odczujemy wyraźną poprawę jakości powietrza. Jeśli ograniczymy zrzut ścieków do rzeki, to po miesiącu zaobserwujemy poprawę czystości wody w rzece. Ten efekt osiągnęliśmy w znacznym stopniu już w latach 90. ubiegłego stulecia. W glebie natomiast ten proces postępuje bardzo powoli. Gleba, w przeciwieństwie do wody czy powietrza, ma dużo bardziej zróżnicowany skład chemiczny. Są więc takie gleby, które mają w naturalny sposób np. większą zawartość związków żelaza.

Dokumentowanie geodezyjne ukształtowania terenu w ramach rekultywacji technicznej byłego składowiska odpadów przemysłowych w Krzemionkach Opatowskich w 2012 r. – przed układaniem warstwy glebowej/fot. ze zbiorów Zespołu Ochrony Powierzchni Ziemi)

Dokumentowanie geodezyjne ukształtowania terenu w ramach rekultywacji technicznej byłego składowiska odpadów przemysłowych w Krzemionkach Opatowskich w 2012 r. – przed układaniem warstwy glebowej/fot. ze zbiorów Zespołu Ochrony Powierzchni Ziemi)

Przyglądając się glebie, musimy odpowiedzieć na dwa podstawowe pytania: Co w niej jest? i Skąd to pochodzi? Jeśli zawarte w gruncie składniki są pochodzenia naturalnego, nie musimy się ich obawiać. Z danych statystycznych wynika, że w Polsce mamy ok. 0,5% powierzchni zdewastowanej lub zdegradowanej, w tym bardzo zanieczyszczonej, wymagającej rekultywacji. Udział gleb zdegradowanych w stopniu średnim i małym obejmuje dodatkowo 2,2% powierzchni kraju Zdecydowaną większość stanowią całkiem czyste grunty. Obecnie ich jakość jest regulowana przez prawne standardy, zdefiniowane w ustawie Prawo ochrony środowiska oraz w rozporządzeniu z 9 września 2002 r. w sprawie standardów jakości gleby oraz standardów jakości ziemi. Stopień czystości gruntu pod budowę osiedla mieszkaniowego musi być taki sam jak dla obszaru rolniczego. Tylko na terenach przemysłowych i komunikacyjnych oraz użytkach kopalnych ten poziom zanieczyszczeń może być większy.

Podczas pomiarów oddziaływania zapachowego obiektów Oczyszczalni Ścieków w Pruszkowie/fot. ze zbiorów Zespołu Ochrony Powierzchni Ziemi)

Podczas pomiarów oddziaływania zapachowego obiektów Oczyszczalni Ścieków w Pruszkowie/fot. ze zbiorów Zespołu Ochrony Powierzchni Ziemi

Poprzednie dwa pytania dotykały wątku kulinarnego. Niemniej w procesie przyrządzania nawet najbardziej aromatycznych potraw powstają niekoniecznie pachnące odpady. Szczególnie te organiczne rozkładają się dość szybko. Kiedy poczujemy z naszego kosza w mieszkaniu pierwszy drażniący nozdrza zapach? Jak możemy w prosty sposób zneutralizować zapach domowych mokrych śmieci? Czy istnieje skala, którą możemy zmierzyć odór?

W tym pytaniu zawiera się kilka różnych kwestii. Zapach przyjemny, nieprzyjemny, odór. To, co my doświadczamy w domu jako efekt psucia się różnego rodzaju substancji organicznych, jest wynikiem pracy mikroorganizmów, rozkładających substancje złożone do prostszych związków. Na neutralizację zapachu w mieszkaniu najlepszą metodą jest segregacja odpadów na suche i mokre oraz jak najszybsze pozbycie się ich z domu. Nie należy dopuszczać do tego, aby został zapoczątkowany proces ich rozkładu. Najszybciej powinniśmy pozbywać się odpadów, np. z ryb, gdyż białko bardzo szybko ulega rozpadowi, szczególnie w wyższej temperaturze.

Stężenie odorów w powietrzu mierzy się metodami olfaktometrycznymi, w których „przyrządem pomiarowym” – czujnikiem jest ludzki nos, a wynik podaje w jednostkach zapachu - jz albo odour unit - ou. Rozróżniamy olfaktometrię niebezpośrednią (laboratoryjną) i bezpośrednią (terenową). Oznaczenie stężenia zapachowego polega na określeniu stopnia (krotności) rozcieńczenia badanej próbki czystym powietrzem do progu wyczuwalności, tj. do takiego stężenia zapachu, przy którym prawdopodobieństwo jego wyczucia w warunkach pomiaru wynosi 50%. Jeżeli zmierzymy stężenie odorantu, czyli gazu, który oddziałuje zapachowo, to nie mówimy o intensywności zapachu, tylko o stężeniu substancji. Jeśli mamy do czynienia z czystą substancją, taką jak np. amoniak, to na podstawie jej stężenia możemy określić też stężenie zapachu. Nie jesteśmy jednak w stanie wykazać żadnej racjonalnej zależności, jak stężenie mieszaniny różnych odorantów przekłada się na oddziaływanie zapachowe.

Alternatywne do wspomnianej metody są czujniki, np. elektroniczny nos. Na wrześniowej konferencji w Wenecji miałem okazję zapoznać się z wieloma aktualnymi zagadnieniami z tego zakresu. Konkluzja jest właściwie taka, że jeszcze długa droga do tego, aby nazwa „elektroniczny nos” była adekwatna do jego rzeczywistych możliwości. Takie czujniki trzeba najpierw wyskalować, czyli „nauczyć”, jak mają reagować na daną substancję. A zazwyczaj mamy ich mieszaniny. Ponadto niektóre zapachy mogą maskować inne. Dla ludzi nos nie jest narządem, który decyduje o ich przeżyciu. W świecie zwierząt węch pozwala wyczuć pożywienie, ale i zagrożenie. My mamy także inne źródła informacji. Dlatego chyba nigdy nie dościgniemy zdolności psa do wykrywania zapachów, nawet poprzez elektroniczny nos.

Czy można „zabójczo” pachnieć?

Czasami, faktycznie, zdarza nam się spotkać osobę, wokół której unosi się „chmura” wonnego powietrza, ale oczywiście to nie ma nic wspólnego z zagrożeniem. To nie jest zabójczy zapach. Niemniej są odoranty toksyczne, które zabijają, np. siarkowodór, chlor. Siarkowodór, występujący w kanałach ściekowych, wyczuwamy węchowo tylko w pewnym przedziale stężeń: od 0,6 - 200 µg/m3 do 140 - 1000 mg/m3 (przedział dolny i górny wynika z różnych doniesień autorów), analogicznie ludzkie ucho słyszy dźwięki o częstotliwości z przedziału od ok. 16 Hz do ok. 20 kHz. Przy dużym stężeniu siarkowodoru zakończenia nerwowe w nosie są tak szybko porażone, że nie czujemy prawie żadnego zapachu. Sytuacja staje się bardzo groźna.

Odory nie znają granic nieruchomości i nie respektują tytułu prawnego do terenu. Trudno je „zamknąć” w konkretnej strefie izolacyjnej, rozprzestrzeniają się na tereny wrażliwe – głównie zamieszkałe. Możemy natomiast źródła odoru hermetyzować, a zanieczyszczone gazy poddać dezodoryzacji. W procesie oczyszczania gazów odlotowych osiągamy dobre wyniki. Odoranty usuwamy z powietrza za pomocą różnych urządzeń filtracyjnych: chemicznych czy biologicznych. To jest konkretne działanie inżynierskie, które pozwala ograniczyć uciążliwość zapachową wielu instalacji.

Z przysłów polskich: Nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las?  Zmieniający się teren byłego składowiska odpadów przemysłowych w Krzemionkach Opatowskich. Z góry, od lewej: w czerwcu 2009 r. – podczas likwidacji (produkcja kruszywa i usuwanie odpadów niebezpiecznych); w maju 2012 r. – w początkowej fazie rekultywacji technicznej; w lipcu 2013 r. – po ułożeniu warstwy glebowej w ramach rekultywacji technicznej; w maju 2014 r. – po ukończeniu rekultywacji technicznej /fot. ze zbiorów Zespołu Ochrony Powierzchni Ziemi

Z przysłów polskich: Nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las?
Zmieniający się teren byłego składowiska odpadów przemysłowych w Krzemionkach Opatowskich. Z góry, od lewej: w czerwcu 2009 r. – podczas likwidacji (produkcja kruszywa i usuwanie odpadów niebezpiecznych); w maju 2012 r. – w początkowej fazie rekultywacji technicznej; w lipcu 2013 r. – po ułożeniu warstwy glebowej w ramach rekultywacji technicznej; w maju 2014 r. – po ukończeniu rekultywacji technicznej /fot. ze zbiorów Zespołu Ochrony Powierzchni Ziemi.

Trzeba zatem właściwie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze? Identyfikacja przyczyn wzrastającej liczby skarg na uciążliwości odorów nie jest łatwa, ponieważ w każdym przypadku uwarunkowania terenowe (lokalizacyjne), techniczno-technologiczne (stopień hermetyzacji i skuteczność dezodoryzacji źródeł odorantów) oraz społeczne są inne. Skarg na uciążliwe odory jest coraz więcej, ale są tego różne powody, głównie zmniejszanie odległości pomiędzy istniejącymi źródłami i nowopowstającymi budynkami mieszkalnymi. Wzrasta również liczba obiektów gospodarki ściekowej czy odpadowej, które mają służyć ochronie środowiska, ale są one potencjalnymi źródłami odorów. Jednocześnie rośnie wrażliwość ludzi. Kiedyś na wsi każdy miał krowę, świnię, kury, a teraz w niektórych miejscowościach większość mieszkańców utrzymuje się np. z agroturystyki. W takiej sytuacji zdarza się, że zapachy te przeszkadzają wczasowiczom. Przy każdej okazji podkreślam jednak, że możliwości inżynierii środowiska są w tym zakresie spore, ale też ograniczone: brakiem wytycznych metodycznych, standardów jakości powietrza i ogólnie rozwiązań prawnych, a zwłaszcza błędnymi decyzjami lokalizacyjnymi. Należy pamiętać, że właściwa lokalizacja obiektów będących źródłem odorów oraz terenów mieszkaniowych jest najskuteczniejszym, a niekiedy jedynym sposobem ochrony mieszkańców przed uciążliwymi zapachami.

Uważam, że w ostatnich 25 latach nastąpiło wiele korzystnych zmian w zakresie inżynierii środowiska i… swobód obywatelskich. W przeciwieństwie do lat 70. i 80. ub. stulecia, kiedy nie pytano społeczeństwa o opinię, gdy powstawał kolejny zakład produkcyjny, obecnie można mieć swoje własne zdanie w takich sprawach. Można rozmawiać, przedstawiać uwagi i opinie w ramach postępowania o wydanie decyzji środowiskowej oraz można protestować. Trzeba tylko umieć wyciągać wnioski i rozgraniczyć rzeczywisty problem od demagogii i populizmu. Nie można straszyć ludzi. Trzeba ich edukować.

Rozmawiała: Izabela Koptoń-Ryniec

Podobne materiały:
Prawodawstwo w ochronie środowiska z elementami ocen oddziaływania na środowisko
Czy wierzyć prognozom pogody?